„A siostra lęku o zielonej twarzy,
Nadzieja, co jest wahania podnóżem,
Z obawą stojąc wciąż na jutra straży,
Nie dba o wieczne dziś, czyniąc je stróżem.”
L.Staff: Serce korsarza
Odlot moich gęsich piór z ich przytulnego legowiska na stronie fotografii, fraszek i figlarnych humor-opisów jest spowodowany tzw „siłą wyższą”. Jest nią mój wzrok, zagrożony komplikacjami po operacji usunięcia zaćmy. Powiedzenie „nareszcie spadła mi z oczu katarakta” wywołało całkiem odwrotne znaczenie, bo przestałem dostrzegać to, co widziałem dość wyraźnie przed operacją. Pech? Chyba tak, ale żywię się nadzieją, że po kilku tygodniach i nabyciu nowych okularów, ślepowron przemieni się znowu w sokoła. Słowo „nadzieja” przeszło intrygujące metamorfozy od czasów Reja i Kochanowskiego, gdy istniało jako czasownik „nadziewać się – spodziewać się” albo przymiotnik „nadzieżny-pewny”. Stopniowo, ludzie zorientowali się. że nadzieja jest, jak pisze poeta” wahania podnóżem” i nie ma w niej już ani krzty buńczucznej staropolskiej dufności we własne siły. Życie bez nadziei jest psychiczną głodówką, bo ta wewnętrzna ufność, że moje oczekiwania, marzenia, sny urzeczywistnią się kiedyś – może jutro, albo za miesiąc lub w późnej starości, jest moim koniecznym pożywieniem.. Chmura metafor, w której tańczy ta nieuchwytność, te iskierki, przebłyski, promyki, świtanie, robi wrażenie jakichś mistycznych witamin, które pozwalają mi przeżyć trudne chwile. Jak wieszcz Słowacki napisał w poemacie „Testament mój”: ” Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei/ I przed narodem niosą oświaty kaganiec/ A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei/ Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.” Warto może dodać tutaj, że poeta użył słowa „kaganiec” w znaczeniu dużego kaganka, a nie psiego namordnika. Rym do „kaganek” byłby „ganek” – beznadziejny jako metafora na boskie rzucanie ludźmi, którzy idą na śmierć.
۞
Dla zwolenników teorii spiskowych, których nie brakuje ani w Polsce ani na emigracji, mogę przedstawić inny scenariusz mojego zniknięcia z łamów Dziennika. Tylko moi najbliżsi wiedzą, że skontaktowałem się z ufoludkami i mam już zarezerwowane miejsce w rakiecie interplanetarnej, do której wsiądę z garstką ocaleńców z końca świata który, jak wiadomo z Kalendarza Majów, nastąpi za trzy tygodnie. Te pojazdy czekają na nas w podziemnych jaskiniach-garażach na magicznej górze Pic de Bugarach. Bu-garaż ( po polsku) to malutka wioska pirenejska, gdzie już koczuje ok.20,000 turystów oczekujących na przyjazd kosmitów. Władze lokalne obawiają się, że histeryczna panika przed zagładą może spowodować masowe samobójstwa, co zdarzyło się w czasie poprzednich „końców ziemi” i dlatego dostęp do tego „picu na wodę” jest zakazany na trzy dni przed i po 21 grudnia. Według opinii znawców, wygrzebana z kalendarza Majów przepowiednia była po prostu kwiecistą metaforą nadziei, panującej dynastii monarchów, że potrafią przetrwać do Roku Smoka 2012. Zmiany w życiu planety i jej mieszkańców są konieczne i nieuniknione. Gdyby nie było zmian, to my, jaskiniowcy, wciąż byśmy toczyli nierówne boje z dinozaurami. Zastój energii, to gnuśność, samozadowolenie i powolna degeneracja. Bądźmy gotowi na zmiany- bez końca świata.
۞
Na pożegnanie krótki, nostaligiczny poemat prozą – mój sen nocy zimowej:
Nie mam tu sani, ni konia, ni śniegu -Kuligiem nostalgii popędzę hen w dal-Przez białe bezdroża, przez lasy i góry-Nocą gwiaździstą do domu sprzed lat.-Cicho zapukam do milczących okien- I szeptem zapytam czy pamiętasz mnie wciąż -Twe sny się wykradną na nasze spotkanie- Uśmiechniesz się do mnie, lecz w oku twym łzy -Dla pielgrzyma,zgubionego w bezdrożach tułaczki, który tęskni za sercem swych dziecięcych dni, Bo tutaj ma tylko niemą lutnię bez strun i pamięć dźwięków kolęd w wigilijną noc.
Zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśłiwego Nowego Roku dla Redakcji i Miłych Czytelników Dziennika – chluby polskiej prasy na obczyźnie.
Felieton opublikowany w londyńskim Dzienniku Polskim,piątek 30 listopada 2012 ©Stefan Grass